poniedziałek, 8 lipca 2013

Poranny bieg orientacyjny, przeżuwanie i fotorelacja


Poranny bieg orientancyjny

Dziś rano wypiłam szejka (jabłko i banan) i poszłam pobiegać. W końcu po długiej przerwie ! Wzięłam jakieś adidasy mamy, bo moje ostatnio się zniszczyły i jeszcze nie kupiłam dla siebie. Słuchawki w uszy, rozgrzewka i poszłam. Zaczęłam o 10.40. Stwierdziłam, że pobiegnę do trochę oddalonego lasu. Niestety przez to że dosłownie przed domem budują nam Intermarche, Bricomarche i stacje paliwową (!!! -.- i zasłonili mi widok na pola i las)  musiałam szukać ścieżki do lasu, bo tamtej nie ma. W końcu znalazłam. Nie byłam tam bardzo dawno. Chyba raz czy dwa z rodzicami i raz z koleżanką. Postanowiłam pobiec sama. Pierwsze 2 km biegłam równym tempem chodź zadanie nie było łatwe, ponieważ biegłam polami i bardzo nierównymi ścieżkami i trochę ciężko było. Wbiegłam do lasu i tu się zatrzymałam. Zdjęłam słuchawki, bo Natura dawała cudowny koncert. Grzech nie słuchać. Droga w prawo, lewo i na górę. Pamiętam, że z rodzicami poszłam w prawo więc tam pobiegłam. Lekko czułam lęk bo nie wiadomo czy ktoś tu jest, a ja jestem sama. Próbowałam odgonić od siebie myśli. Jeszcze na dodatek nie popsikałam się na komary i inne owady (trzeba było posłuchać Intuicji ! która mówiła by się popsikać) i od razu jakiś giez mnie dorwał. Postanowiłam biec i mniej się zatrzymywać by odgonić się od nich. Co chwila coś wyskakiwało za krzaków.- Dobiegłam do pewnego miejsca i już trochę chaszcze były. Nie było ich tyle jak byłam  mała. Postanowiłam zawrócić, a tam może kiedy indziej się zabrać. Chciałam wejść na górę, ponieważ raz tam kiedyś byłam. Góra naprawdę stroma, ale wbiegłam, a nie szłam :) Poszłam kawałek i stwierdziłam, że muszę przyjść ku kiedyś z kimś i na pewno wypsikana z długimi spodniami bo owadów coraz więcej. Przypomniałam sobie, że przecież mogę zdjęcia zrobić, ale trochę kiepskie mi wyszły bo musiałam odganiać się od much i robić szybko. Zeszłam w dół co stanowiło małe wyzwanie i jeszcze kilka zdjęć zrobiłam. Na dziś koniec zwiedzania. Po lesie zrobiłam jakieś 1,22 km. Nie wkładając już słuchawek biegłam tą samą trasą do domu. Niestety nierówności są duże, że nawet raz się wywaliłam, ale na szczęście jakoś dobrze i w niektórych miejscach musiałam zwalniać. Nie obyło się też ucieczek przed muchami, które mnie goniły już od lasu. Więc zrobiłam kolejne 2 km. Razem wyszło jakieś 5, 22 km. Skończyłam o 11.20 czyli zajęło mi to 40 minut. Oczywiście w lesie dużo się zatrzymywałam, słuchałam, robiłam zdjęcia więc to mnie spowolniło. Ale to pierwszy bieg taki bardziej zapoznawczy czy warto tam biegać :) Muszę się z kimś tam wybrać i zobaczyć jak tam jest. Przyszłam do domu i stwierdziłam, że zrobię jeszcze trening Total Fitness z magazynu SHAPE. Zleciało szybko :) W sumie chciałam więcej pobiegać, ale jak pisałam dziś bardziej orientacja. A i jeszcze miałam spacer z moim małym kuzynem :)

Moje zmagania z powolnym jedzeniem.  
Dzień zaczął się bardzo dobrze. Ostatnio niestety pod względem jedzeniem to sobie pofolgowałam i to mocno… :( Nie dość, że tyle świąt było (urodziny mamy, koniec roku, parapetówka, spotkania rodzinne), dużo ciast to na dodatek ostatnio tknęłam krówkę ! jak ja nie jem tych świństw, tak tknęłam. Chcę zrobić odwyk od cukru, a ciasto robić bez cukru tylko ewentualnie z ksylitolem lub ze stewią. Ale wzięłam się w garść i koniec z tym obżarstwem. Jutro dzień tylko owocowo-warzywny. Nic innego, ale o tym może jutro Wam napiszę :) Do nasycania szejków śliną jestem przyzwyczajona. 1:0 dla mnie Po treningu, później na obiad zrobiłam sobie pęczak z leczem i warzywami. Bardzo dokładnie jadłam. 2:0 dla mnie. Niestety później mama przywiozła pierogi z jagodami, a jeszcze ich w tym sezonie chyba nie jadłam. Rzuciłam się z siostrą i przyzwyczajenia wzięły w górę. Pożarłam, a nie zjadłam. 2:1. Później trochę zjadłam czereśni i truskawek, ale gdy pojechaliśmy do ciotki, wieczorem byłam głodna, a do tego mama z ciocią zrobiły frytki, dawno nie jadłam i też je pożarłam. U mnie zawsze jest z frytkami problem. Bo każdy je jak najszybciej by mieć więcej. Więc 2:2. Wyrównana walka. Przynajmniej szejk i obiad zjadłam naprawdę dobrze, ale nie jestem zadowolona. Jutro muszę się pilnować. 


Fotorelacja (niestety tel komórkowym zdj robione)
Przed lasem 

Za tymi krzakami jest ostro pod górkę

A to dróżka w prawo- po chwili jest zarośnięta polana







A to widoczki po drodze




A to ze spaceru z kuzynem 

Create your own banner at mybannermaker.com!

9 komentarzy:

  1. Przyjemna okolica do biegania, gdyby tylko nie te owady :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne masz widoki do biegania :))

    OdpowiedzUsuń
  3. zapisujesz sie na 5 maraton treningowy blogerek ?:)) zachecam !;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja zawsze jem powoli :D czasami az niektorzy maja ze mnie polewke;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne widoki! Zazdroszczę :)
    Nienawidzę owadów, z chęcią pozbyłabym się ich jakąś bombą nieszkodliwą dla ludzi :P Gratuluję tak długiego biegu :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz ślad po sobie w postaci komentarza :)